Message 46.
Tajlandia właśnie
powitała chiński Nowy Rok – rok Małpy. Wczoraj były główne obchody, choć na
dobrą sprawę trwają one już bez mała od dwóch tygodni. Wszędzie, gdzie tylko
się da, wiszą chińskie lampiony, sprzedawane są tradycyjne stroje, organizowane
są okolicznościowe jarmarki. Jak łatwo się domyśleć, szkoła też nie przepuściła
okazji, by zrobić kolejny festyn. Już w czwartek dzieci witały małpi rok,
oczywiście poprzebierane. Obowiązywał kolor czerwony - kolor szczęścia. Robert
nawet założył czerwony t-shirt z małpkami. Nie miał świadomości, że to
specjalna okolicznościowa koszulka i zgodził się bez awantur. Taka ze mnie
matka-małpa (to zdecydowanie mój rok!)
Trzeba jednak przyznać, że szkolne obchody noworoczne były bardzo fajne. To pierwsza taka impreza
w nowo oddanym do użytku audytorium (szkoła się intensywnie rozbudowuje). Oprócz występów
dzieci, był też fenomenalny Taniec Smoka i pokaz
gry na bębnach w wykonaniu profesjonalnych artystów. Bębny były tak
głośne, że dzieciaki omal nie ogłuchły, ale wrażenia super. Co prawda następnego dnia
Robi się obudził z zapaleniem ucha, ale to chyba jednak przez katar, a nie
nadmiar muzyki. No i ma zakaz pływania przez jakiś czas – wymarzona choroba dla
mojego syna :)
A wczoraj, w
niedzielę (czyli w chińskiego Sylwestra) zawędrowaliśmy do Chinatown, by poczuć
klimat. Było tłoczno, ale bez przesady. Handel kwitł, pomiędzy straganami
szykowano ołtarzyki z jedzeniem, w świątyniach kłębiły się tłumy z kadzidełkami
i jeszcze gdzie niegdzie na ulicy były rozpalone małe ogniska. Domyślam się,
że chyba palono tam różne śmieci ze starego roku. Wieczorem Chińczycy mieli
tradycyjne noworoczne ucztowanie i teraz chyba jeszcze przez trzy dni będą oficjalnie świętować. Potem Walentynki, Wielkanoc i w kwietniu z kolei powitamy tajski
Nowy Rok. Co chwila Sylwester!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz