Dawno nie było żadnej imprezki w szkole, ale już nadrabiamy. Przez dwa dni świętowaliśmy International Day. Wczoraj była parada wszystkich krajów, występy i na koniec wielka międzynarodowa uczta. Rodzice serwowali dania typowe dla swoich krajów. Polskę reprezentowało w sumie dwóch uczniów - Robi i jeszcze jeden starszy chłopczyk, Tajo-Polak. Przynajmniej się dowiedzieliśmy, że nie jesteśmy tu sami. Podczas parady Robert niósł flagę, a ja go wspierałam w koszulce polskiej reprezentacji piłki nożnej. Włodek też był, ale w "cywilu". I na szczęście byliśmy, bo małym Polakom wręczono beztrosko flagę Indonezji i dosłownie w ostatnie chwili udało nam się zrobić szybki "przewrót", dzięki czemu nasze barwy na sztandarze załopotały we właściwej, biało-czerwonej kolejności.
O polski bufet musiałam zadbać niestety sama, więc nie był on najbardziej wyszukany. Dania były nie tyle typowe dla kraju, co raczej dla mnie - naleśniki i rogaliki z jabłkami. Ale za to do naleśników były najbardziej polskie z polskich marmolady, przyrządzane własnoręcznie przez dziadka Andrzeja: truskawkowa, śliwkowa i morelowa. Mr Olly nie mógł się oderwać od słoika. Tym śmieszniej, że był przebrany za żonkila (symbolem Walii jest też czerwony smok, ale może nie chciał wchodzić w paradę Chińczykom).
Dziś z kolei dzieciaki miały w szkole "zwiedzanie" różnych krajów - każda klasa (a właściwie nauczyciel z chętnymi rodzicami) przygotowywała inną prezentację: tańce, zabawy, przekąski i potem wędrując od sali do sali można było poznać poszczególne państwa. Robi głównie polubił japońskie origami i teraz wszystko składa w jakieś mikroskopijne kosteczki. Z wyjątkiem ubrań nie wiedzieć czemu...
Kto ty jesteś - Indonezja? Monako? |
Polak mały! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz