Stówa
i Wielki Finał! Kończy się nasza tajska opowieść i przygoda z blogowaniem.
Dzięki, że chciało Wam się tu zaglądać i śledzić nasze perypetie. To
niesamowity czas i ani trochę nie żałuję, że Włodek nas tu przyciągnął.
Tajlandia oczywiście nie raz mnie wkurzyła, dopiekła i zmęczyła, ale w myśl
zasady: kto się lubi, ten się czubi, będę ją wspominać ciepło. Ba, nawet
gorąco! Gdybym cofnęła się w czasie i jeszcze raz musiała podejmować decyzję o
przyjeździe tutaj, to - po krótkiej awanturze, stresach i obawach - oczywiście znów
powiedziałabym: Tak, ahoj przygodo!
Bo
to była cudowna przygoda:) Zwiedziliśmy kawał świata, poznaliśmy super ludzi,
odnaleźliśmy się w nowej kulturze, wielkiej metropolii i chyba całkiem nieźle
daliśmy sobie tutaj radę. Robi miał szansę chodzić do międzynarodowej szkoły,
Włodek przyczynił sie do historycznego otwarcia największej liczby sklepów na D
w jak najkrótszym czasie, ja się nauczyłam szyć, boksować i jeszcze paru innych
pożytecznych rzeczy. I miałam okazje doświadczyć wszelkich przyjemności
związanych z życiem ekspata, a - wierzcie mi - to bardzo fajna sprawa.
Wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak wielką społeczność stanowią ekspaci
(oczywiście zależy od kraju, ale pewnie w każdym kilku się znajdzie). To
potężna i prężna grupa, myślę że wręcz zasługuje na własną partię ;)
A
tymczasem bye bye Bangkok! Jesteś wielki, trzeba ci to przyznać. I masz wielkie
serce, którego cząstka na zawsze już zostanie ze mną. Będę tęsknić, to pewne.
Również do tego bloga, wiernego powiernika przez dwa lata.
Ostatni rozdział Thai Message
został napisany, czas na nową opowieść. Nic nie obiecuję, ale na wszelki
wypadek zapiszcie sobie ten adres: zapiskizagrzebane.blogspot.com :)
The End
Doma, wzruszyłaś mnie z samego rana! :)
OdpowiedzUsuńWracajcie szczęśliwie!