Message 21.
Sobota upłynęła nam
pod hasłem: seafood. Najpierw było oceanarium, a w nim różne imponujące morskie
stwory. Potem Seafood Market&Restaurant, a tam… też różne imponujące
morskie stwory. Tyle, że mniej rześkie.
Knajpa połączona z
marketem – już sama idea jest intrygująca. Lokal szczyci się dewizą: "If it swims, we have it". Najpierw chodzi się wzdłuż długaśnej chłodzonej lady, wybiera apetyczne żyjątka i pakuje do wózka (jak w
markecie). Potem się za to płaci w kasie i podjeżdża wózkiem do stolika. Tam kelner
pyta, w jaki sposób przyrządzić poszczególne okazy, po czym odwozi całą
tę menażerię do kuchni. A po pewnym czasie gotowe dania są serwowane gościom zgodnie z
zamówieniem. Jako, że średni z nas znawcy i smakosze owoców morza, uderzyliśmy
tym razem w ryby i pospolite krewetki. Poza tym było mi żal tych przerażonych
homarów i krabów. A ryby, przynajmniej niektóre, prezentowały się kulturalnie
już w formie filetów. Zawsze to jakoś łatwiej przełknąć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz