Message 30.
Wczoraj, podczas
listopadowej pełni księżyca, cała Tajlandia obchodziła Loy Krathong – święto ku
czci bogini wody, a przy okazji pożegnanie pory deszczowej i początek zimy:) Rzeczywiście, było dziś jakby nieco chłodniej... Teraz (22 w nocy) mamy 290C.
Podczas Loy Krathong
kluczowa jest woda. Wszyscy zbierają się wokół jezior, rzek, kanałów i
puszczają na wodę małe koszyczki (zwane krathong) utworzone z kwiatów, ze
świeczką w środku. Wraz z nimi odpływają od nas ponoć wszelkie nieszczęścia.
Tradycyjnie do kratongów wkłada się monetę, co ma przynieść bogactwo, ale moim
zdaniem – w myśl teorii o odpływających problemach – to wraz z tą monetą kasa
nam raczej wypłynie, niż wpłynie. No cóż, pożyjemy - zobaczymy. Bo oczywiście też
puściliśmy na wodę swoje koszyczki.
Loy Krathong
świętowaliśmy prawie przez cały dzień. Najpierw była impreza w szkole. Wszyscy –
dzieci i nauczyciele – występowali w tradycyjnych tajskich strojach. Wszyscy, z
wyjątkiem naszego syna oczywiście, który kategorycznie odmawia udziału w tego
typu szopkach. Wczoraj jednak Mr.Olly namówił go (a właściwie zmusił), do włożenia gustownej koszulki z krawatem w słonie. Robert się zgodził, ale przez
całą imprezę był wściekły i ciskał gromy pod adresem swego nauczyciela.
Najpierw były jakieś występy, tradycyjne tańce, a potem wszystkie dzieci przemaszerowały na basen, gdzie odbyła się główna ceremonia
wodowania krathongów. Oczywiście jeden chłopaczek z klasy Roba wleciał przy
okazji do wody. Na szczęście Mr.Olly bohatersko go wyłowił, zatapiając przy okazji
swój telefon i dokumenty, które miał w kieszeniach. Mam podejrzenia, że Robi
siłą woli się do tego przyczynił, w ramach zemsty za krawat w słonie.
Wieczorem natomiast
udaliśmy się nad tutejszą rzekę (Chao Phraya), gdzie zarezerwowaliśmy sobie już
wcześniej kolację na statku wraz z krathongowymi atrakcjami. Tego wieczoru po
rzece pływało mnóstwo łódek, stateczków i ogromnych statków, gdzie odbywały się
podobne imprezy. Co chwila na niebie rozbłyskiwały kolorowe fajerwerki, w
świetle których było widać tłumy kłębiące się na brzegach rzeki i mostach, a w
wodzie można było dostrzec desperatów, wyławiających krathongi w poszukiwaniu
ukrytych w nich monet. Ewidentnie zgodnie z zasadą: umiesz liczyć – licz na siebie
(a nie na jakąś tam boginię wody).
Księżyc w pełni
chował się za chmurami, w pewnym momencie nawet ostro lunęło i w strugach
deszczu nasze krathongi odpłynęły gdzieś w siną dal. A my na statku ochoczo podśpiewywaliśmy:
November full moon shine
Loy
Krathong
Loy
Krathong
And
the water is high
In
the gold river and the Klong
Loy
Loy Krathong
Loy
Loy Krathong
Loy
Krathong is here
And everybody’s full of
cheer
We’re together at the
Klong
Each one floats his
Krathong
In the river and we
pray
We can see a better day
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz