Message 90.
Wyspy Surin –
które odwiedziliśmy w ostatni weekend – wysforowały się na pierwsze miejsce w
moim rankingu najfajniejszych miejsc w Tajlandii. Są dzikie i dziewicze, do
tego stopnia, że nie ma tam żadnych hoteli i musieliśmy spać w namiocie. Niewielu
zachodnich turystów tam dociera, a za to sporo Tajów, mają też więc niepowtarzalny
lokalny klimacik. Główna atrakcja, to snorkeling. Choć woda jest tak
przezroczysta, ze właściwie nawet nie trzeba nurkować ;) Z tego założenia
wychodzą chyba Tajowie. Podczas gdy my na snorkelingową wycieczkę szliśmy zaopatrzeni
przede wszystkim w maski, ewentualnie ręcznik – typowa tajska rodzinka niosła
przede wszystkim… torby wypchane jedzeniem:D Zwykle też pływali nie w
kostiumach kąpielowych, ale w normalnych ciuchach.
Podwodny świat
był cudny, a hitem wycieczki stały się zdecydowanie rekiny. Pływały sobie w
pobliżu i troszkę czułam dyskomfort, choć nasz przewodnik zapewniał, że to
niegroźny gatunek. No ale jednak rekin, to rekin! Robi z Włodkiem
widzieli też żółwia, a ja się niestety zgapiłam, bo byłam zbyt przejęta naszą
nową zabawką, czyli wodoodporną kamerką. Do tego stopnia, że zanim wyruszyliśmy
na nurkowanie, prawie ją rozładowałam, więc zdjęć i filmów mamy ograniczoną ilość.
Ale trochę sobie pooglądajcie!
(Niestety,wrzucenie tu filmu przerasta moje możliwości...)
(Niestety,wrzucenie tu filmu przerasta moje możliwości...)
fot. Robert |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz