sobota, 28 stycznia 2017

Message 86. 

W ramach cyklu: "Z szycia wzięte". 
Kontynuuje ambitnie kurs szycia i chwalę się najnowszym rękodziełem. 
Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi... 






A tu jeszcze wcześniejsze projekty (znane co poniektórym z fejsa).









Message 85. 

W wyborowym (sic!) towarzystwie czas mija błyskawicznie i ani się obejrzałam, a od ostatniego wpisu tutaj minęły już dwa tygodnie. To karygodne zaniedbanie tłumaczy tylko fakt, że mieliśmy gości i nie w głowie mi było pisanie. Odwiedzili nas Ola z Pawłem i z dziećmi – Marysią i Antkiem, czyli mój brat cioteczny (a właściwie stryjeczy) z rodziną. Byli raptem 10 dni, ale zobaczyli całkiem sporo. Cały Bangkok, most na rzece Kwai i rezerwat słoni w Kanchanaburi oraz wyspę Samed, na której spędziliśmy wspólnie weekend. Świetne miejsce na błogi relaks i na dodatek blisko Bangkoku. Blisko to może rzecz względna, ale jedzie się tam raptem 3 godz. samochodem z miasta, a potem 15 min. łódką i plaża. Mieliśmy całkiem miły hotel tuż nad morzem, a dokładnie to ośrodek z kameralnymi domkami usytuowanymi pośród regularnej dżungli. Powiało egzotyką, kiedy okazało się, że prysznice są pod gołym niebem (na szczęście osłonięte - bez przesady z tą naturą..). Oli co prawda nieco zrzedła mina, gdy na tarasie zobaczyła zrzuconą skórę węża, ale na szczęście oprócz kilku gekonów żaden inny zwierz się jej do domku nie zakradł.
Dwa dni spędziliśmy w morzu, basenie i na leżakach. Pogoda tym razem nie zrobiła żadnych głupich niespodzianek i - jak na Tajlandię przystało - było słonecznie i upalnie. Dzieciaki prawie nie wychodziły z wody, a my prawie nie musieliśmy się nimi zajmować. Uwielbiamy wszystkich gości, ale tych z dziećmi jakby podwójnie :) Robert świetnie się bawił z kuzynami i mam nadzieję, że oni z nim też. Antek nawet się zaprzyjaźnił z kolegami Roba ze szkoły i odwiedzał go tam prawie codziennie. Marysia zaś – jako urocza blondynka – robiła oczywiście furorę gdziekolwiek się nie pojawiła :)
Staraliśmy się pokazać Bangkok od strony tubylca, oprowadzając po naszych ulubionych sklepach, knajpach i salonach masażu. Przy okazji zawsze odkryje się coś nowego, a tym razem best odkryciem ever był sekretny pokój na zapleczu sklepu z torebkami. Można tam było przebierać w torbach topowych marek, chyba nawet oryginalnych, ale za to w przystępniejszych cenach. Jak bardzo jest to nielegalne wolę nie wnikać. Oczywiście poczyniłyśmy małe zakupy, a potem miałyśmy stres, że nas wsadzą do więzienia. Ale czego się nie robi dla elegancji ;)
Ot, i tak minęły prawie dwa tygodnie. Super mieć rodzinę u boku, nie tylko na zdjęciach ;) Nasi goście co prawda w ogóle nie pozwalali nam się rozpieszczać – wręcz przeciwnie, to oni rozpieszczali nas, ale mam nadzieję, że wakacje w tropikach im się podobały. I może zachęcą jeszcze kogoś na podobny wypad. Czekamy !




Tuk-tukiem w 5 osób - bezcenne!















sobota, 14 stycznia 2017

Message 84.

Szczęśliwego Nowego Roku 2560! W Tajlandii jest naprawdę duża różnica czasu ;) Jesteśmy już z powrotem w Bangkoku, zwalczyliśmy jet lag, zaczęła się szkoła i tajska rutyna. Przez chłody i śnieżyce dolecieliśmy z lekkim opóźnieniem (10 godz.), ale to nic w porównaniu z Martiną, która już od tygodnia nie może się wydostać ze Słowacji przez Istambuł.
Tu też klimat wariuje. Na południu wciąż powodzie, w Bangkoku pochmurno i popaduje, a wszak pora deszczowa powinna się skończyć teoretycznie w listopadzie. Na szczęście jest też trochę chłodniej, tzn. 28-30 w dzień, w nocy 24 i można spać przy otwartych oknach.
U nas po staremu, czyli ciągle coś nowego. Chlubnie zakończyłam kurs szycia (poziom 1) i mam piękny certyfikat. Świadczy on właściwie o niczym, ale że jest po francusku, to tak jakby mnie mianowano na Coco Chanel co najmniej! Oczywiście zapisałam się już na drugi poziom i zaczynam w poniedziałek.
W tym tygodniu miałyśmy wspólny lunch z tymi dziewczynami z szycia, z obydwu grup. Każda coś przyniosła do jedzenia i wywiązała się dyskusja na temat różnych sałatek. W pewnym momencie, nasza francuska nauczycielka z rozmarzeniem zaczęła wspominać jakąś niesamowitą rosyjską sałatkę. Jajko, marchewka, ogórek kiszony, majonez… - wylicza, a my z jeszcze jedną Polką patrzymy po sobie z niedowierzaniem. Toż to nasza polska sałatka warzywna, najpospolitsza i wzgardzana, na przyjęciach zastępowana coraz częściej przez światowe: caprese, greckie, nicejskie i inne cesarskie. A tymczasem basen śródziemnomorski zajada się naszą tradycyjną warzywną z majonezem :) Eh, cudze chwalicie…
Przy okazji chwalenia się, to z dumą pragnę zaprezentować Państwu książkę mego syna. „Space Adventure”, to będzie hicior na miarę Gwiezdnych Wojen! Główni bohaterowie – tygrys Ropter T i ziemniak Pou Pa podbijają kosmos. Ze wzruszeniem odnotowałam ten polski akcent ziemniaczany;) Choć cała opowieść jest napisana po angielsku, wydrukowana i zilustrowana samodzielnie przez Roba. W szkole mają takie twórcze zadania.
A ja tymczasem miałam kolejne urodziny i teraz świętuję, tym bardziej że strasznie dużo moich znajomych też ma urodziny w tym czasie. Wiadomo, koziorożce są najfajniejsze! Wczoraj było wyjście z polskimi koleżankami, dziś z zagranicznymi. Się dzieje. Poza tym w przyszłym tygodniu czekamy na gości :Żeby tylko nie padało!


dla ochłody (fot. Zosia)