środa, 6 stycznia 2016

Message 36.

I jesteśmy z powrotem. A także z polskimi wirusami, które towarzyszą nam od Sylwestra. Mnie przemaglowało na przełomie roku (best Sylw ever!), Włodek opadł z sił dopiero w niedzielę (czyli w dniu wylotu), a Rob dostał gorączki w samolocie. Dzięki temu przynajmniej głównie spał. Tutaj mu od razu wszystko przeszło – przeminęło z wiatrem i mrozami. Ale wykorzystując sytuację synek urwał sobie dwa dni ze szkoły. Lenimy się więc w domowych pieleszach i walczymy z jetlagiem. Zmiana czasu jest niebagatelna - Tajlandia przywitała właśnie 2559 rok! 
Ale od jutra koniec laby: Robert na lekcje, a ja na kawkę z psiapsiółkami ;) Mam też oczywiście mnóstwo noworocznych postanowień, które wypadałoby zacząć realizować. M.in.: kontynuować naukę tajskiego, zapisać się na spinning i ostro ćwiczyć, nie przesiadywać w necie, zwiedzić wszystko wokół (szeroko pojęte wokół), odżywiać się zdrowo i regularnie, wrzucać coś na bloga systematycznie :)
Z tym ostatnim muszę poczekać, aż znów wciągnie nas na dobre bangkokowy wir. Niektórych już wciąga jak widać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz