środa, 31 maja 2017

Message 97.

I tak oto został nam już ostatni miesiąc w Bangkoku. Małżonek wyluzował z wycieczkami, weekendy spędzamy w domu, więc nie mam za bardzo o czym pisać. A właściwie kiedy, bo oczywiście cały czas coś się dzieje, głównie towarzysko. Zaczął się powoli sezon pożegnań, ale też urodzin, no i jeszcze jest ciśnienie, żeby spróbować wszystkiego przed wyjazdem.
Kilka dni temu wybrałam się zatem do koreańskiego salonu piękności, na szorowanie, masaże, lifting twarzy. Nie, żeby mi to jakoś pomogło z urodą, ale to czyszczenie naprawdę jest super. Najpierw rozgrzewają ciało do czerwoności (sauna, kąpiel), a potem praktycznie zdzierają rozmiękczoną skórę. Poszłam z koleżanką, więc przy okazji sobie gadałyśmy. Super sprawa. Chyba przed wyjazdem jeszcze powtórzę.
Ponieważ czas rozstania zbliża się nieuchronnie, zintensyfikowałyśmy też częstotliwość spotkań z moimi najbliższymi koleżankami. Co najmniej raz na tydzień jest jakieś wieczorne wyjście (najlepiej do sky baru oczywiście), a wspólnych lunchy i kawuś, to już nie zliczę. Wczoraj byłyśmy w słynnym (za sprawą filmu Hangover II) hotelu Lebua, gdzie ceny są tak wysokie, jak sam hotel, więc za bardzo nie poszalałyśmy. Bar pod gołym niebem znajduje się na 64 piętrze i widok jest naprawdę imponujący (kiedyś już o tym pisałam na blogu), pod warunkiem, że nie pada. Wczoraj niestety trochę pokropiło i nas przepłoszyło, bo pora deszczowa trwa już w najlepsze od kilku tygodni. W sobotę, po półgodzinnym deszczu nasza ulica miała wody po łydki, a pół miasta było sparaliżowane.
A poza tym szykujemy się teraz do urodzin Roberta. Zaprosił jakieś trzydzieścioro  dzieci, więc zapowiada się niezła bibka. Na szczęście nie w domu, ale tak jak rok temu w Funarium – miejscu, gdzie za karę powinni być zsyłani niegrzeczni rodzice. Trzymajcie kciuki w niedzielę!
Tymczasem kilka zdjęć z "na co dzień":  

koreańska maseczka domowa

w szkole...


...i po szkole

po deszczu


po godzinach...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz