środa, 15 marca 2017

Message 90.

Wyspy Surin – które odwiedziliśmy w ostatni weekend – wysforowały się na pierwsze miejsce w moim rankingu najfajniejszych miejsc w Tajlandii. Są dzikie i dziewicze, do tego stopnia, że nie ma tam żadnych hoteli i musieliśmy spać w namiocie. Niewielu zachodnich turystów tam dociera, a za to sporo Tajów, mają też więc niepowtarzalny lokalny klimacik. Główna atrakcja, to snorkeling. Choć woda jest tak przezroczysta, ze właściwie nawet nie trzeba nurkować ;) Z tego założenia wychodzą chyba Tajowie. Podczas gdy my na snorkelingową wycieczkę szliśmy zaopatrzeni przede wszystkim w maski, ewentualnie ręcznik – typowa tajska rodzinka niosła przede wszystkim… torby wypchane jedzeniem:D Zwykle też pływali nie w kostiumach kąpielowych, ale w normalnych ciuchach.

Podwodny świat był cudny, a hitem wycieczki stały się zdecydowanie rekiny. Pływały sobie w pobliżu i troszkę czułam dyskomfort, choć nasz przewodnik zapewniał, że to niegroźny gatunek. No ale jednak rekin, to rekin! Robi z Włodkiem widzieli też żółwia, a ja się niestety zgapiłam, bo byłam zbyt przejęta naszą nową zabawką, czyli wodoodporną kamerką. Do tego stopnia, że zanim wyruszyliśmy na nurkowanie, prawie ją rozładowałam, więc zdjęć i filmów mamy ograniczoną ilość. Ale trochę sobie pooglądajcie! 
(Niestety,wrzucenie tu filmu przerasta moje możliwości...)











              





fot. Robert






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz