poniedziałek, 2 listopada 2015

Message 21.

Sobota upłynęła nam pod hasłem: seafood. Najpierw było oceanarium, a w nim różne imponujące morskie stwory. Potem Seafood Market&Restaurant, a tam… też różne imponujące morskie stwory. Tyle, że mniej rześkie.

Knajpa połączona z marketem – już sama idea jest intrygująca. Lokal szczyci się dewizą: "If it swims, we have it". Najpierw chodzi się wzdłuż długaśnej chłodzonej lady, wybiera apetyczne żyjątka i pakuje do wózka (jak w markecie). Potem się za to płaci w kasie i podjeżdża wózkiem do stolika. Tam kelner pyta, w jaki sposób przyrządzić poszczególne okazy, po czym odwozi całą tę menażerię do kuchni. A po pewnym czasie gotowe dania są serwowane gościom zgodnie z zamówieniem. Jako, że średni z nas znawcy i smakosze owoców morza, uderzyliśmy tym razem w ryby i pospolite krewetki. Poza tym było mi żal tych przerażonych homarów i krabów. A ryby, przynajmniej niektóre, prezentowały się kulturalnie już w formie filetów. Zawsze to jakoś łatwiej przełknąć…






  
 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz